Romans,dramat,kino przygodowe w jednym. Doskonała reżyseria,piękna muzyka Williamsa,doskonałe aktorstwo-Cruise i Kidman tworzą tu znakomitą ekranową parę-z pozoru niedobraną,choć tylko do czasu...Znakomite,momentami wręcz epickie kino,którego akcja dzieje się w burzliwym czasach początków Ameryki.
Akcja dzieje się pod koniec XIX wieku, wiec nie są to początki USA, raczej jej rozkwit. Gra aktorka dobra, ale zakończenie słabe, przewidywalne niestety, nie zawsze happy end jest dobry. Akcja rozgrywa się powoli, momentami bardzo ciągnie się i nudzi. Pomimo mojej sympatii do Kidman, nie jest to wybitny film :)
Film ma ewidentnie lekki charakter, więc Happy End jest,moim zdaniem, jak najbardziej na miejscu.
Pisząc o początkach Ameryki miałem na myśli dokładnie ten epizod, który ukazano w filmie. Jasnym jest, że USA jako państwo, istniało dużo wcześniej.
Ja też lubię ten film przede wszystkim ze względu na Nicole Kidman. Była wówczas w szczycie swojej urody o grze już nie wspomnę, bo to zawsze klasa. Ślicznie wyglądała w tych ciuchach, które się w tamtych czasach nosiło, w tych długich spódnicach do samej ziemi. Sam film - owszem niczego sobie 6/10
Jak zawsze w punkt i w zasadzie jak zawsze też, podpisuję się pod Twoimi odczuciami :-) P. S. Fajną byli kiedyś parą Tom i Nicole, szkoda że troszkę (delikatnie mówiąc), Tomowi pozniej trochę odwaliło... ;-)
Trochę troszkę odwaliło?! Ależ to zawsze był zarozumiały nadęty dupek, który stawiał sobie za cel wyrwanie najlepszej na dany moment laski, nie robiąc wyjątku dla cudzych żon. To tylko na chwilę, podkreślam, na chwilę upodobnił się do człowieka, gdy był w związku z Nicole. Widocznie miała na niego dobry wpływ. A potem doszedł do wniosku, że stać go na lepsza laskę niż Nicole i tak się zachowuje do dzisiaj