Klasyczna historia o duchach, które rzadko kiedy mi się nie podobają, o ile tylko są porządnie zrealizowane. A ta niewątpliwie jest. Czuć tutaj reżyserski fach i wyczucie. Sprawnie i niezwykle płynnie przenosimy się ze "rzeczywistości" do "omamów", urojeń głównego bohatera. Bardzo dyskretnie nakreślona jest ta cienka granica między snem a jawą. I jeśli reżyser potrafi sprawnie wytworzyć taką atmosferę, to dla mnie jest to połowa sukcesu.
Film podobał mi się od początku. Mamy oczywisty początek (dla tego typu filmów) i oczywiste "przenosiny" głównego bohatera do nowego miejsca. Ale niech sobie będą oczywiste, mi to nie przeszkadzało... Scenerie są bardzo atrakcyjne, malownicze, a przepiękna Kate Beckinsale nadaje mu fajnego smaczku! Zresztą to jej rola najbardziej przypadła mi do gustu.
Sama rezydencja wygląda również zacnie, a jej wytworne wnętrza sprawnie przekształcają się w źródło strachu podczas "koszmarów na jawie" Davida. I choć tychże "koszmarów" nie ma w "Nawiedzonym" za dużo, to ich subtelne wplecenie do tego filmu może się podobać. Z tego też powodu filmu nie polubią raczej ci, którzy szukają w horrorze mocniejszych wrażeń, a tym bardziej posoki krwi. Tutaj skupiamy się głównie na subtelnej atmosferze grozy, sennej atmosferze.
Fabularny twist w końcówce potrafił mnie zaskoczyć (scena na cmentarzu). Sceny będące jego następstwem również mi sie podobały, choć muszę przyznać, że ten "happy end" był trochę ckliwy i wolałbym obyć się bez niego.
Gra aktorska jest bardzo dobra i ciężki mi się tu do kogoś konkretnego przyczepić, muzyka jest świetna i idealnie pasuje do charakteru filmu.
Dla mnie "Nawiedzony" to po prostu solidne "ghost story" podane w dość łagodnej formie, być może odrobinę zbyt łagodnej. I zbyt klasycznej. Ale jak na moje gusta, to raczej drobny zarzut.
Moja ocena: 7/10.